Czym właściwie jest bańka?
Ćwierć wieku temu mieliśmy na amerykańskim rynku bańkę dotcomową, która pozostaje dla nas historyczną przestrogą, dziś szczególnie aktualną. Przypomniał mi o tym Howard Marks.
Nie będę udawał giełdowego dinozaura, pisząc co czułem w 2000 roku, gdy wyceny analityków sięgały niemal gwiazd, a Internet miał zmienić nasz świat dosłownie z dnia na dzień. Grałem wtedy zapewne w Diablo II, bo byłem ledwie nastolatkiem, który jeszcze nie widział, że kiedyś tajemnice rynków kapitałowych będą dla niego dużo ciekawsze niż to, co kryło mroczne Tristram.
Dzisiaj, z perspektywy inwestora indywidualnego, myślę, że zrozumienie bańki dotcomowej jest dla nas dużo ważniejsze niż zrozumienie kryzysu z 2008 roku, gdzie zawiodło wiele systemowych rozwiązań.
25 lat po internetowej bańce
Howard Marks pisze regularnie felietony inwestycyjne z myślą o klientach Oaktree Capital. Jego ostatni tekst tak do mnie trafił, że muszę się nim koniecznie z Wami podzielić. 25 lat od bańki internetowej, warto przypomnieć czym faktycznie jest bańka. Niektórzy skupiają się na wskaźnikach fundamentalnych, inni na medialnym zainteresowaniu tematem, jeszcze inni na sygnałach takich jak liczba IPO, przepływ kapitału wysokiego ryzyka itp. I tu pojawia się świetna myśl Marksa, z którą absolutnie się zgadzam:
“(…) Dla mnie jednak bańka lub krach to bardziej stan umysłu niż kalkulacja ilościowa. Moim zdaniem bańka to nie tylko gwałtowny wzrost cen akcji, ale również tymczasowa mania charakteryzująca się – lub raczej wynikająca z – następujących elementów:
skrajnie irracjonalny entuzjazm (zapożyczając termin od byłego prezesa Rezerwy Federalnej Alana Greenspana),
całkowite uwielbienie dla danych spółek lub aktywów oraz wiara, że nie mogą zawieść,
ogromny strachem przed pominięciem okazji (FOMO – "fear of missing out"),
przekonanie, że dla tych akcji „nie ma ceny zbyt wysokiej”.
Szczególnie wyróżnia się dla mnie stwierdzenie „nie ma ceny zbyt wysokiej”. Kiedy nie jesteś w stanie wyobrazić sobie żadnych błędów w argumentacji i boisz się, że twój kolega z biura, partner golfowy, szwagier czy konkurent będą posiadać dane aktywa, a ty nie, trudno dojść do wniosku, że istnieje cena, przy której nie powinieneś kupować. (…)
Aby rozpoznać bańkę, można patrzeć na parametry wyceny, ale od dawna wierzę, że bardziej skuteczna jest diagnoza psychologiczna. Zawsze, gdy słyszę „nie ma ceny zbyt wysokiej” lub którąś z jej odmian – bardziej zdyscyplinowany inwestor mógłby powiedzieć: „oczywiście istnieje cena zbyt wysoka, ale jeszcze jej nie osiągnęliśmy” – uważam to za pewny znak, że bańka się zbliża.”
Tekst Marksa jest dużo dłuższy i zdecydowanie zachęcam do przeczytania lektury w całości. Bez spoilerów, ale to nie jest tekst o tym, że historia bez wątpienia się powtarza tu i teraz. Po prostu Howard chce nas wyposażyć w narzędzia, żebyśmy wiedzieli na co zwracać uwagę, gdy wokół zapanuje euforia, a my zapakowani pod korek w akcje będziemy mieć ochotę odpowiedzieć: “nie, tym razem na pewno będzie inaczej” (to podobno najniebezpieczniejsze zdanie na rynku kapitałowym).
Jak czytać giełdowe prognozy?
Kiedyś rozmawiałem ze znajomym analitykiem, który uważał, że kolejne kwartały przyniosą duże wzrosty indeksów, ale w swoich oficjalnych analizach nie był aż tak optymistyczny. Dlaczego? Bo nie mógł. Jego optymizm tak wybiegał od średniej rynkowej, że szefostwo firmy prosiło go o ostudzenie tego entuzjazmu. Jeśli nie miałby racji, byłaby z tego najbardziej nietrafiona prognoza roku, a tego nikt w banku nie chciał ryzykować. I tak oto kolejna prognoza zbliżyła się do średniej, nawet jeśli analiza była dobra.
W ostatnim odcinku podcastu poruszyłem temat prognoz giełdowych, ale nie od strony tego co w nich czytamy, ale czemu one w ogóle powstają i na co powinniśmy zwrócić uwagę? Takich historii jak ta powyżej jest więcej i powinniśmy być tego świadomi jako odbiorcy tych treści.
A już we wtorek:
Tematem najbliższego podcastu będzie sztuczna inteligencja, a raczej to jaki zaczyna mieć wpływ na nasze życie i dokąd to prowadzi. Zastanówmy się np. nad przyszłością tłumaczeń i wszelkiego rodzaju translatorów w czasie rzeczywistym. Być może dzisiaj jakieś rozwiązanie jeszcze nie działa wyśmienicie lub nie jest powszechne, ale gdy będę mieć 50 lat, narzędzie może być powszechne. Czy mapa z planami podróży lub nawet przeprowadzką do innego kraju zmienia się znacząco, gdy wyłączy się całkowicie barierę językową? Moim zdaniem AI zmieni nasze życie bardziej niż nam się wydaje, ale pod warunkiem, że nie będziemy tylko biernymi obserwatorami rzeczywistości.
Nie przegap odcinka, dodaj kanał do ulubionych bezpośrednio na:
→ Spotify
→ YouTube