Wyborczy szum i podróży ciąg dalszy
Pierwszy raz od bardzo dawna nie śledziłem amerykańskich wyborów i odcięcie się od szumu informacyjnego dało mi dużo do myślenia.
Gdy zliczano głosy w wyborach prezydenckich USA… stałem kolejce do Hogwartu. Wiem jak to brzmi, ale piszę całkiem poważnie. Szykowałem się na najbardziej obleganą kolejkę górską w Universal Studios w japońskiej Osace i starałem się powstrzymać od zaglądania do telefonu. Okazało się, że to nie takie proste, bo nie tylko wrodzona ciekawość i dziennikarska przeszłość ciągnęły mnie w stronę newsów, ale także wyraźne uzależnienie od “bycia na bieżąco”. Solidne odstawienie social mediów na urlopie pokazało mi jak bardzo mocno działają u mnie odruchy zaglądania do różnych serwisów bez żadnej konkretnej potrzeby. Dosłownie, wystarczy wejście do metra, żebym wyciągnął telefon i sprawdził co się dzieje na świecie. A to przeszkadza w codziennej pracy oraz w inwestowaniu.
Prezydent, na którego nie mamy wpływu
W poprzednim wydaniu newslettera pisałem o tym jak ważne są czynniki, na które nie mamy wpływu. Jednym z kluczowych czynników tego typu są decyzje polityczne: ustawy, zmiana władz i niekiedy polityka odległa od nas o tysiące kilometrów. Donald Trump zostanie kolejnym Prezydentem USA i to doskonały przykład decyzji, która nas emocjonuje (chyba nawet za bardzo), ale na którą nie mamy absolutnie żadnego wpływu. Chyba, że macie obywatelstwo amerykańskie i serio głos oddaliście.
Rynki ruszyły w górę, miliarderom urosły majątki, skończyła się chwilowo niepewność - już nie czekamy kto, już wiemy i możemy znowu snuć scenariusze i wybierać kto na 4-letniej kadencji Trumpa skorzysta, a kto wręcz przeciwnie.
Dla nas bez zmian, najważniejszy jest wątek bezpieczeństwa, bo z jednej strony mamy bardzo blisko wojnę, a z drugiej strony - jesteśmy od lat przez Trumpa wychwalani za przykład idealnego uczestnika NATO. W końcu wydajemy na obronność majątek (mamy dosyć konkretny powód), a dla Trumpa ten wkład w obronność to czysty deal - większość tej broni kupimy przecież w USA.
Przyjdzie czas na finansowe analizowanie wyborów, ale jeszcze kilka dni krążę po Japonii i staram się za wszelką cenę za często do telefonu nie zaglądać. Wynagrodzę Wam to po powrocie.
Podczas podróży pozbierałem już sporo notatek - na pewno Japonia uświadamia czym jest silny rynek wewnętrzny na przykładzie innym niż USA. To ciekawe doświadczenie i zważywszy na kurs jena, będę Was do takiej podróży bez wątpienia namawiał :)
PS. przepraszam za nietypową godzinę wysyłki, zgubiły mnie ustawienia newslettera przy 8-godzinnej różnicy czasu.